środa, 17 lipca 2013

Samochód

 



Do sprzedania szczytowe osiągnięcie złotych lat francuskiej techniki motoryzacyjnej czyli peugeot 106 mk. I z najprzekultowiejszym silnikiem 1.0 na monowtrysku. Całe 45 KM mocy zapewnia niezapomniane wrażenia przy wyprzedzaniu a czterobiegowa skrzynia biegów pozwala się napawać dźwiękiem wyrafinowanej jednostki napędowej na tzw. "pełnej k**wie" już przy prędkościach rzędu 100km/h. Innymi słowy dynamiczny nie jest, ale za to szybki też nie.

Samochód posiada rozliczne zalety, jak to:

- nie psuje się, bo nie ma się co psuć. Jedyne ruchome elementy to tłoki w cylindrach, nie ma wspomagania kierownicy, szyby są w korbotronicu, nie ma łączników stabilizatorów a akumulator ładuje się od pocierania tyłkiem o materiał siedzenia, więc alternator też niepotrzebny.

- mało pali. Nie da się spalić więcej niż 7l/100, a i to przy obciążeniu pięcioma zapaśnikami wagi ciężkiej + krowa rasy simental na tylnym siedzeniu, 4 rowery i kajak na bagażniku dachowym, włączone wszystkie odbiorniki energii elektrycznej (zapalniczka) i spychoładowarka zetor proxima na holu. Przeważnie pali koło 6 w mieście.

- nie wymaga znajomości trzech fakultetów z dziedziny inżynierii materiałowej, mało tego - nie wymaga w ogóle tzw. "kultury technicznej" od użytkownika. Najlepszy dowód że jeździła nim przez wiele lat kobieta a mimo to działa.

- części zamienne i eksploatacyjne są śmiesznie tanie. W cenie jednej części do subaru można nabyć całego peugeota. Za 50 PLN wiadro szpeju, silnik kompletny od 200PLN w górę. Jeśli stać Cię na piwo raz w tygodniu to stać Cię będzie na utrzymanie tego samochodu.

- koszt ubezpieczenia - patrz punkt poprzedni. Ubezpieczenie motorynki wychodzi drożej...

- włączanie się do ruchu jest wybitnie ułatwione, bo każdy kto Cię widzi w tym samochodzie automatycznie przyjmuje że nie masz nic do stracenia, więc lepiej przepuścić.

- ma nowe reflektory.

Generalnie jest to samochód mojej żony. Mimo mojej szczerej niechęci muszę przyznać że w zasadzie zawsze robił co do niego należało, czyli jeździł, w odróżnieniu od większości moich kultowych samochodów które to albo jeździły na lawecie, albo stały w warsztacie, albo stały z braku paliwa, albo z powodu braku opłat albo gniły na podwórku u teścia. Za kadencji peżota przeszło przez moje ręce chyba z pięć (słownie: 5) samochodów i wszystkie razem łącznie nie przejechały tyle wakacyjnych tras co inkryminowana 106-ka. Niestety.

Samochód jest mały z zewnątrz i zaskakująco duży w środku. Na dach wchodzą 4 rowery (sprawdzone), bagażnik dachowy dodam jeśli licytacja osiągnie jakiś fajny pułap cenowy.

Choć zawieszenie jest w najprostszej z możliwych wersji to auto całkiem nieźle się prowadzi, neutralne na limesie, throttle steering, zwinne, sporo frajdy zimą, mimo że to ośka.

Robione było co trzeba na bieżąco, nie żeby było wiele trzeba... rozrząd, moduł zapłonu, kable, świece, klocki i tarcze co pewien czas, ręczny, olej i filtry rzecz jasna, linka gazu ze dwa czy trzy razy (chyba jest teraz zapasowa w bagażniku nawet), dawno temu miska olejowa i dwie panewki (wjechałem na cegłę). Wymienione były reflektory - po zamontowaniu nightbreakerów nawet zaczęło to jakoś świecić. Wydech w całości. Nakupiłem tez szpeju do zawieszenia, ale okazało się że nigdzie nie ma luzów, więc szpej gdzieś leży. Przegub prawy. Więcej grzechów nie pamiętam.

Do zrobienia są jakieś żaróweczki (oświetlenie tablicy, lewy stop, tylne przeciwmgielne i chyba cofania też), położenie fotela kierowcy ustalane jest osobliwym (ale działającym) patentem, prawy zamek nie działa, rozrząd chyba za jakieś 20 kkm, przełącznik zespolony świateł chyba jest do wymiany (trzeba przytrzymać żeby migacz w lewo zadziałał), akumulator nie jest pierwszej świeżości (no, prawdę mówiąc jest chyba jeszcze oryginalny). Aha, zimą lubi się czasem przyciąć wentylator kabiny, szczęśliwemu nabywcy pokażę gdzie trzeba kopnąć żeby zadziałał.

Rdzy jakiejś szczególnej nie ma, od czasu do czasu były jakieś zabezpieczenia podwozia robione, trochę wychodzi w okolicach bagażnika i na rancie drzwi - wychodzi tak już od dekady, ale nikomu nie chciało się tego zrobić i od dekady status quo się nie zmieniło.

Przebieg jest oryginalny (ino nie pamiętam jaki dokładnie, zdaje się że 175kkm), samochód kupiony przy przebiegu 60kkm od dziadka co jeździł nim do koscioła i nic nie poradzę na fakt że jest to najprawdziwsza prawda. Były dwie stłuczki parkingowe, ale ponieważ samochód zniósł je zadziwiająco dobrze to też nie było robione z tym nic poza poklepaniem błotnika ze słowami "dobry samochodzik, mocny, francuska solidność".

OC do końca sierpnia. Przeglądu nie ma. W cenie zimowe opony w dobrym stanie na stalówkach. Ew. mogę sprzedać taniej jeśli bez alusów tylko na stalówkach + zimówki. Przypominam też o bałaganiażniku dachowym...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz